wtorek, 21 lutego 2017

Korytarz

Ostre neonowe światło
W  perspektywie
Bezkresny rząd    n ó g.
Nonszalancko założone
Spokojnie zaplecione
Desperacko rozstawione.
S t o p y   mimowolnie  ćwiczące
Pięta palce, pięta palce
Odmierzają nieistniejący  tu czas.
R ę c e  z rezygnacją  splecione
D ł o n i e   co chwilę nerwowo odsłaniające  zegarek
Podpierające podbródek
Niecierpliwie splatające i rozplatające palce.
T w a r z e  szare maski  bez wyrazu
O c z y
Tępo spoglądające  przed siebie
Wbite  w podłogę
Wpatrzone w ekran  komórki
Rzadko utkwione w gazecie.

 Korytarz do…?

niedziela, 5 lutego 2017

Złote podkówki



   Dawno dawno temu, kiedy Ziemia wyłoniła się z chaosu,  pojawiło się na niej życie i zaczęły  chodzić pierwsze zwierzęta. Były już lwy, tygrysy, słonie,   a nawet jednorożce -- które chyba  jednak zupełnie wyginęły do tej pory, bo nikt ich  ostatnio nie widział -  biegały myszki, chomiki  i inne gryzonie, pełzały węże, powoli sunęły ślimaki. Potem przyfrunęły ptaki: ćwierkały wróble i sikorki, śpiewały słowiki, gwizdały kosy, świergoliły szpaki,  klekotały bociany. A  jednak  kwitnące łąki były ciche i puste – czy to możliwe? Tak, bo nie było słychać brzęczenia owadów  - panowała nad nimi martwa cisza.
   Nagle na niebie pojawiła się wielka przezroczysta kula mieniąca się różnymi kolorami tęczy. Z każdą chwilą stawała się coraz większa i większa. Ogromniała w oczach zbliżając się do Ziemi, aż wreszcie pękła jak bańka mydlana i wtedy…
   Wyleciały z niej  piękne kolorowe motyle i ważki trzepocząc mieniącymi się tęczowo skrzydełkami , zabrzęczały wirujące w powietrzu pszczoły, wyfrunęły kropkowane biedronki, zabzyczaly komary, które wprawdzie niezbyt widoczne, ale bzyczeniem obwieszczały swoją obecność. A na końcu  wyskoczyła pchła. Smutno jej było, bo nikt jej nie zauważył i nie zwracał na nią uwagi. Pchła- Smutka  była mała, szara, umiała tylko wysoko skakać, ale czy komuś mogłoby się to spodobać? Smutka postanowiła skoczyć jak najdalej – może wydarzy się coś ciekawego? – pomyślała.
    Poczuła, że wylądowała w jakimś ciemnym i ciepłym miejscu. Kiedy jej wzrok przyzwyczaił się już trochę do ciemności,  zobaczyła wąski korytarz z migoczącym w oddali światełkiem. Podskoczyła bliżej i  w słabym świetle kaganka  zobaczyła zwierzątko w czarnym lśniącym futerku  i  okularach na nosie.
  - Dzień dobry, kim jesteś? – zapytała Smutka.
   -Jestem Kretem- Złotnikiem – odpowiedziało zwierzątko.- Czekam na klientów, ale nikt się tu nie pojawia, bo wszyscy boją się ciemności. A ty kim jesteś i jak się tu dostałaś?
   - Jestem Pchła-Smutka i właśnie przyleciałam w cudownej kuli, ale jestem bardzo smutna, bo nikt tutaj mnie nie zauważył i na pewno nie znajdę przyjaciół. Nie jestem kolorowa, nie mam kropek ani mieniących się skrzydełek, nie  śpiewam ładnie…
  - Nie martw się,  Pchło-Smutko – powiedział Kret-Złotnik.- Coś na to zaradzimy  - i zajrzał w głąb swojego warsztatu. - Wiem, ze chciałabyś, żeby cię zauważono i myślę, że wiem, jak to zrobić. Jesteś malutka i nie masz pięknych kolorów , ale mogę sprawić, że kiedy skoczysz, wszyscy zwrócą na ciebie uwagę. Zrobię ci cudowne złote podkówki.
    Smutka podskoczyła z radości, na ile to było możliwe w  wąskim korytarzyku.
    Kret-Złotnik nie był kowalem oczywiście, ale po kilku próbach udało mu się dopasować złote podkówki  Pchle-Smutce, która uradowana wyskoczyła z krecich korytarzy , a promienie słoneczne  zamigotały radośnie  na jej złotych  podkówkach. Teraz już wszystko było możliwe…

   

czwartek, 19 stycznia 2017

Katastrofa



      Sobotni  poranek   uśmiechał się do niej i nic, absolutnie nic nie zwiastowało katastrofy. Siedziała zrelaksowana na zalanym słońcem przystanku przyciskając do piersi bezcenną bordową teczkę z tekstem książki, nad którym pracowała przez ostatnie dwa miesiące. Jechała do biblioteki sprawdzić tylko kilka drobnych  szczegółów przed ostatecznym spotkaniem z autorka, osobą niełatwą i wymagającą, które zostało ustalone na godz.15.00. Jeszcze przed biblioteką  obiecała jednak  zostać na godzinkę z maluchami bratanka, który musiał pilnie wyjść.
   Nadjechał lśniący, pusty o tej porze tramwaj z bordowymi siedzeniami. Wysiadła pod  domem Michala, ucałowała słodkie pyszczki na powitanie, za ich ojcem zamknęły się drzwi i wtedy… zobaczyła, że nie ma bordowej teczki.
  Parę razy w życiu miała uczucie, że niebo spada jej na głowę  i to był właśnie jeden z nich. Myśli przelatywały jak błyskawice; telefon do MPK, przecież  tramwaje są zradiofonizowane, ale w sobotę nikt oczywiście nie odpowiada. Gonić tramwaj taksówką? Nie może  przecież zostawić maluchów samych.
   Mijały drogocenne sekundy, a w tym czasie tramwaj nieuchronnie zmierzał do pętli. I  nagle olśnienie: Marylka, przecież tam mieszka . Może jest? Może nie w wannie,  może nie robi farby, może zdąży dopaść tego tramwaju zanim odjedzie z pętli? Była, miała tylko mokre włosy, zdążyła  - okazalo się,  że bordowa teczka spokojnie leżała na bordowym siedzeniu. Katastrofa została zażegnana. Świat wrócił do normy.



poniedziałek, 16 stycznia 2017

Gołąb



     Karolina biegała  radośnie po jesiennym parku. Karmiła kolorowe kaczki pływające  po stawie, rzucała pokruszony chleb gołębiom. Przemawiała do nich: - Zjedz ten kawałeczek, jest malutki.  Najbardziej  lubiła jednak je płoszyć i zachwycało ją, kiedy  wirowały nad nią jak trzepocząca  popielata chmura , by za chwilę znowu przysiąść i dać się karmić jej małym   rączkom.
   Zrobiło się pózno i wracała już do domu.  Pod pniem dużego drzewa leżał gołąb. Wtopiony w pożółkłe liście, z posklejanymi piórami , zamkniętymi oczami i łebkiem bezbronnie przekrzywionym na bok. Wydawał się dziwnie płaski i nierzeczywisty. Bardzo samotny. Popatrzyla na niego dużymi smutnymi  zaciekawionymi oczami. – Chciałabym go przytulić – powiedziała.


Oczy



Ewa   zawsze lubiła obserwować ludzi. Dostrzegała wszystkie szczegóły: stan skóry, włosów, patrzyła na dłonie, zauważała wszystkie detale ubioru i OCZY. Chyba jednak nie umiała w nich czytać. W ogóle nie wiedziała, co znaczy to wyświechtane literackie określenie:  czytać z oczu - może jeśli kogoś się zna? A może właśnie spojrzeniem ludzie się kamuflują? Myślała nieraz – a gdyby ten nieznany mi czlowiek nie miał oczu, czy zmieniłoby się to, co o nim myślę, co mogę wyczytać z jego wyglądu, jaką jego historię mogę  sobie  wyobrazić?
           Zastanawiała się, co  można wyczytać z jej oczu ? Chciałaby się zobaczyć w lustrze tak, jak ją widzą inni, nie tak, jak ona widzi siebie. Czuje swoje zakłamanie. Gdy patrzy do lustra ,widzi najpierw – no niestety- kobietę w mocno średnim wieku. Nie akceptuje tego, więc uśmiecha się uśmiechem, który – jak jej się wydaje -nie zmienił się od lat, przymyka oczy i jest znowu tą młodą dziewczyną, którą czuje się w środku. Trzeszczący banał? Taka wychodzi do ludzi. W swoim mniemaniu pełna wdzięku, sympatyczna, elegancka, niezależna, pewna siebie, na luzie. A tak naprawde  z rozpaczliwym pragnieniem, żeby  przechodzący zauważyli jej prawdę i pomogli jej, przygarnęli, pokochali. Co wyrażają jej oczy, kiedy szuka w tym obcym, zabieganym tłumie choćby jednej osoby takiej jak ona, która zrozumie. Czepia się ich twarzy, rozpaczliwie zagląda w  obojętne, puste oczy i  szuka….Czy to możliwe, że jest wśród nich sama? Ze nikt nie czuje podobnie? Po co więc te oczy?